Blog

W Gdyni powstał Klaster „Grupa Bezpieczny Bałtyk”

W Krajowym Planie Zarządzania Kryzysowego szacuje się, że uwolnienie jednej szóstej środków chemicznych, zalegających na dnie Bałtyku od zakończenia II Wojny Światowej, mogłoby całkowicie zniszczyć życie w tym akwenie na około 100 lat. Utworzony 7 lutego w Gdyni Klaster „Grupa Bezpieczny Bałtyk” ma wspierać rozwój innowacyjnych rozwiązań na rzecz ekologii Morza Bałtyckiego. To oddolna inicjatywa firm związanych z branżą offshore. 

Podczas panelu naukowców, zorganizowanego w delegaturze NIK w Gdańsku w kwietniu 2019 r. podkreślano fakt, że na dnie Bałtyku zidentyfikowano około 300 wraków okrętów, z czego około stu znajduje się w Zatoce Gdańskiej. Blisko 75 lat po zakończeniu działań wojennych kadłuby tych statków są w bardzo złym stanie – z jednych już wydobywa się paliwo, kadłuby innych na skutek korozji mogą się rozpaść wywołując ogromną katastrofę ekologiczną o trudnym do określenia zasięgu i skutkach. Najgroźniejsze z nich to zatopiony na redzie Gdyni „Stuttgart” (wyciekające z niego paliwo spowodowało, zgodnie z szacunkami ekspertów, przekroczenia dopuszczalnych stężeń związków niebezpiecznych dla środowiska Zatoki Puckiej o kilka tysięcy procent) oraz „Franken”, zatopiony w kwietniu 1945 r. w pobliżu Helu, w zbiornikach którego może znajdować się 1,5 miliona litrów mazutu i innych paliw.

W rejonie Głębi Gdańskiej spoczywa też na dnie kilkadziesiąt ton amunicji i bojowych środków trujących (BST), w tym bardzo groźny iperyt siarkowy (według różnych szacunków – od 50 do 100 tys. ton). Zatapiano je głównie na obszarze Głębi Gotlandzkiej i Głębi Bornholmskiej. Dla naszego kraju najgroźniejsze są pozostałości po wojnie, zalegające dno Głębi Gdańskiej.

– Biorąc pod uwagę wielkość niektórych wraków oraz ich stan techniczny, który po 75 latach od zakończenia II Wojny Światowej uległ znacznemu pogorszeniu, możemy spodziewać się scenariuszy katastroficznych, które mogą doprowadzić do poważnego skażenia wód mirskich – przestrzega Marek Reszko z Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa (SAR) w filmie pt. „Bałtyk: jeden dla wszystkich”, przygotowanym przez Fundację MARE. 

Już kilka razy doszło w naszym kraju do incydentów wywołanych tymi niebezpiecznymi środkami. Na przykład w 1955 r. 102 przebywających w Darłówku na koloniach letnich dzieci, które bawiły się w pobliżu odnalezionego przerdzewiałego pojemnika wyrzuconego na brzeg przez morze, poparzonych zostało iperytem. Czworo z nich straciło wzrok. W 1997 r. ośmiu rybaków zostało poważnie poparzonych w rejonie Władysławowa po znalezieniu w sieci bomby iperytowej. W 2012 r. na plaży między Ustką a Łebą znaleziono grudki fosforu białego. Skażeniu uległo 13 km wybrzeża.

Rozwiązanie tego problemu wymaga natychmiastowego podjęcia międzynarodowej współpracy – żaden z krajów nadbałtyckich nie jest w stanie rozwiązać go samodzielnie, biorąc pod uwagę stopień skomplikowania tej spraw zarówno od strony technicznej jak i formalno-prawnej. O finansowaniu tej współpracy nie wspominając.

– Niezbędna jest współpraca międzynarodowych ekspertów i instytucji -powiedział Matt Skelhorn z Salvage and Marine Operations SALMO (zespół ratownictwa i operacji morskich brytyjskiego Ministerstwa Obrony) – Nad wrakiem HMS Royal Oak pracujemy już blisko dwadzieścia lat. To współdziałanie ekspertów od spraw przyrodniczych, inżynierów, specjalistów od spraw morskich czy archeologów. Aby w pełni ocenić stan wraku trzeba mieć pełną wiedzę o tym, co się z nim stało, o okolicznościach jego zatonięcia, liczbie ludzi, którzy na nim zginęli – trzeba brać pod uwagę, że wraki to często miejsce spoczynku wielu marynarzy. Trzeba wiedzieć, ile w kadłubie jest ropy, ile wyciekło od czasu zatonięcia i w jakim stanie wrak jest obecnie. Dopiero mając tę wiedzę jesteśmy w stanie zaplanować interwencję i być pewnym, że wydobędziemy z dna całe zalegające tam paliwo bez szkód dla środowiska naturalnego.

W grudniu 2019 r. radio RMF FM poinformowało o piśmie wysłanym przez prezesa Mariana Banasia do premiera Mateusza Morawieckiego, zwracającym m.in. uwagę na całkowitą bierność polskiego rządu w sprawie zalegających dno Bałtyku paliw i broni chemicznej. Powołany kilka dni temu w Gdyni Klaster „Grupa Bezpieczny Bałtyk” chce aktywnie włączyć się w działania, mające na celu zneutralizowanie groźnego spadku po II Wojnie Światowej. Liderem klastra jest Grupa GeoFusion Sp. z o.o., prowadząca sztandarowy projekt polegający na opracowaniu unikalnej w skali świata innowacyjnej technologii lokalizacji, wydobycia i unieszkodliwiania zatopionych BST, z wykorzystaniem moblinej instalacji pływającej. GeoFusion działa od 2007 r.  jako firma zajmująca się głównie badaniami geofizycznymi. Przełomowym wydarzeniem w działalności firmy było podpisanie kontraktu na przeszukanie oraz oczyszczenie z przedmiotów wybuchowych i niebezpiecznych terenu Pustyni Błędowskiej w ramach projektu LIFE+, współfinansowanego przez Unię Europejską. Spółka jest jednym z najbardziej doświadczonych w Europie podmiotów prywatnych zajmujących się pracami saperskimi w wodzie. Klaster tworzą również:

BALTEX ENERGIA I GÓRNICTWO MORSKIE S. A. s.k.a.,

BALTEX GÓRNICTWO MORSKIE Sp. z o.o.,

Uxo Marine Sp. z o.o.,

Multitool Marine Sp. z o.o.

Geo Ingenieurservice Polska Sp. z o.o.

Rolę koordynatora powołanego na początku lutego w Gdyni klastra pełnić będzie Regionalna Izba Gospodarcza Pomorza.

(raj)